Bilans nastepnego dnia byl dla mnie fatalny. Dzien wyjety z zycia (nie pierwszy zreszta) i zgubiona gdzies czapka (18Y w plecy). Angole okazali sie jednak troche odporniejsi i wyjechali z hotelu z duzym poslizgiem poznym popoludniem.
Tych scen juz prawie nie pamietam, ale na szczescie jest aparat, on dobrze pamieta :)
Rob & Phil i reszta zblazowanych lokalsow + zblazowany ktory robi ta fote :)
ten gosc z lewej to jakis przypadkowy niedoszly uczen kung-fu stolujacy sie w tej samej wykwintnej ulicznej garokuchni co my :)
1 komentarz:
cóż, Chiny czy Polska vodka działa tak samo;) Zbliża ludzi i w cudowny sposób oczyszcza pamięć;)
Prześlij komentarz