w karakol zapoznalem francuza Adriana. Poniewaz jechalismy w ta sama strone zaczelismy razem kombinowac przeprawe do chin. Plan byl taki - jedziemy do Naryn, zadupia posrodku kraju gdzie mozna znalezc innych ludzi jadacych do kaszgaru. Wtedy koszty jeepa do granicy TORUGARD dziela sie na cztery, to wychodzi po 50 USD na lepek. Ale gdy dojechalismy okazalo sie ze ostatni turysci byli tu dwa tygodnie temu. Jest po sezonie i ciezko o ludzi. Postanowilismy poczekac trzy dni i zareklamowac nasze plany we wszystkich hotelach i kafejach. Robilem to juz w mongolii i dobrze dzialalo. Ale niestety w NARYN nie przynioslo efektu. Kicha. Uruchomilismy plan awaryjny, czyli podroz do OSH, miasta z ktorego mozna zlapac transport do drugiego przejscia granicznego z hinami ILLKESZTAN. Jest to duzo dalej na zachod ale przynajmniej sa szanse dojechac do granicy. Ale powstal kolejny problem - droga z Naryn do OSH jest bardzo ciezka, snieg, wysokie przelecze (ponad 4tys m) i kazdy taksowkarz spiewal ceny jak z kosmosu. A minibusy jezdza tylko dwa razy w tygodniu co tam kompletnie nie pasowalo.
Zrobilo sie nerwowo - wiza francuza sie konczyla, a moja do chin rowniez. Plan przeprawy przez Torugard Pass upadl. Bylismy w lekkiej dupie. Ostatnia deska ratunku byl powrot do biszkeku i znalezienie transportu do Osh okrezna droga ale za to duzo popularniejsza. Podnioslo to nasze koszty drastycznie ale przynajmniej dawalo nadzieje na wydostanie sie z cholernej kirgizji. Tak tez zrobilismy i po dwoch dniach bylismy na granicy w ILLKESZTAN. Jest to miejsce szczegolne (4700m n p m) bo takiej speluny granicznej dawno nie widzialem. Setki kamazow podejrzanego sortu czekajacych na przeprawe, dziwki, przemytnicy, lapownicy pograniczni. Doslownie jak kosmodrom Alderaan z czwartej czesci star wars gdzie sie zbieraly sie szumowiny z calej galaktyki :-). A najfajniejsze ze musielimy spedzic tam noc bo takie sa procedury przeprawy do chin. Ale dalo rade i nazajutrz bylismy jusz w legendarnym Kaszgarze, na jedwabnym szlaku. magiczne karteczki ktore rozlepilismy wszedzie w miescie
dokumentacja musi byc! Adrien foci zoomem 18-200mm Nikkor
Naryn pieknym miastem nie jest...
post sowieckie klimaty panie
24 listopada 2007
20 listopada 2007
kirgistan
ale zaleglosci sie porobily. Sprobuje na szypko strescic co sie dzialo przez ostatnie tygodnie.
Pozegnalem sie z DArkiem i po zalatwieniu reszty formalnosci w miescie (rejestracja w paszporcie!) przybylem do Biszkeku w Kirgistanie. Miasto dosyc brzydkie i duzo biedniej niz w Almacie. Przez kilka dni integrowalem sie z backpackerami w "Sakuras House" - mnostwo japonczykow i sporo angoli, oraz poznawalem miasto noca w towarzystwie AIKI (najpopularniejsze zenskie imie kirgizkie), dziewczyny z Biszkeku, spotkanej podczas jednej z eskapad jeszcze w Almacie. I to byly w zasadzie ostatnie dni czystej komercji i puszczania kasy na browary i zabawe. CZas bylo ruszyc w prawdziwe gory.
Znalazlem sie w Karakol, bazie wypadowej dla alpinistow polozonej nad jeziorem Issyk Kul. PIekne miejsce bo otoczone gorskimi szczytami 6000-7000 m. Zrobilo sie zdecydowanie zimniej ale na szczescie nabylem wczesniej troche cieplejszych ubran dluzsze trasy gorskie.
O tej porze roku turystow jest bardzo malo wiec i tym razem zebralo sie nas w calym osrodku w sumie 5 osob. Ruszylismy malownicza trasa na lodowiec w dolinie Altina-Araszan, korzystajac z pomocy miejsowej tur bazy (YAK TUR - legendarna firma prowadzona przez niejakiego VAlentina - milosnika paraglidingu). Widoki zapieraly dech w piersiach, czasem rowniez doslownie - bo kondycja srednia a tlenu coraz mniej na tych wysokosciach. W wyzszych partiach gor, tuz u progu lodowca snieg do kolan i lodowaty wiatr zmusil nas do odwrotu. Zeszlismy do doliny z tona zdjec i zmeczeni do potegi ale maksymalnie zadowoleni. Jak na pierwszy raz bylo swietnie. Kazdy dzien w dolinie konczyl sie podobnie - po trekingu w sniegu i walce z lodowatym wiatrem czekaly... prawdziwe gorace zrodla!. Woda zawsze parzy na poczatku, ale po chwili dwie godziny mijaja jak dwie minuty. Po prostu miodzio. A na koniec biesiada przy stole i swiecach w nieogrzewanym domku posrodku wielkiej doliny.
Kilka dni pozniej zrobilismy jeszcze maly wypad w doline Karakol - ja, francuz i koreanczyk. Ale to juz nie bylo to samo, brakowalo wysokich szczytow i pioropuszy sniegowych na wierzcholkach. Zwykly trek kondycyjny. W lato moznaby tu sporo zdzialac, zwlaszcza z namiotem.
Nie wiem dokladnie kiedy ale zdazylem rowniez zaliczyc festiwal koni w BARSKOON - podobno jakis najwiekszy w azji. Spedzilismy tam trzy dni i bylo po prostu rewelacyjnie. Znalezlismy wszystko co najciekawsze w kirgizji czyli: narodowe popisy jazdy konnej (walki gradiatorow, mecze pilki konnej, wyscigi i maratony itp), wszystkie narodowe potrawy jesli ktos jeszce nie probowal oraz mase ludzi do zapoznania, glownie backpakerow, z ktorymi sie jeszcze potem czesto spotykalem w roznych miejscach kirgistanu i chin. Byl rowniez galowo-wieczorny koncert tradycyjnej muzyki ludowej ale nie oszukujmy sie, muzyki bylo w tym tyle co piwa w chinskim piwie. Jak dla mnie wielki dowcip ale niektorym sie podobalo. gwizdanie na palcach na festiwalu w Barskoon
jutry w Barskoon w ktorych nocowalismy trzy dni
wpakowalem sie do moskwicza ktory nas podrzuci do najblizszej wsi
Pozegnalem sie z DArkiem i po zalatwieniu reszty formalnosci w miescie (rejestracja w paszporcie!) przybylem do Biszkeku w Kirgistanie. Miasto dosyc brzydkie i duzo biedniej niz w Almacie. Przez kilka dni integrowalem sie z backpackerami w "Sakuras House" - mnostwo japonczykow i sporo angoli, oraz poznawalem miasto noca w towarzystwie AIKI (najpopularniejsze zenskie imie kirgizkie), dziewczyny z Biszkeku, spotkanej podczas jednej z eskapad jeszcze w Almacie. I to byly w zasadzie ostatnie dni czystej komercji i puszczania kasy na browary i zabawe. CZas bylo ruszyc w prawdziwe gory.
Znalazlem sie w Karakol, bazie wypadowej dla alpinistow polozonej nad jeziorem Issyk Kul. PIekne miejsce bo otoczone gorskimi szczytami 6000-7000 m. Zrobilo sie zdecydowanie zimniej ale na szczescie nabylem wczesniej troche cieplejszych ubran dluzsze trasy gorskie.
O tej porze roku turystow jest bardzo malo wiec i tym razem zebralo sie nas w calym osrodku w sumie 5 osob. Ruszylismy malownicza trasa na lodowiec w dolinie Altina-Araszan, korzystajac z pomocy miejsowej tur bazy (YAK TUR - legendarna firma prowadzona przez niejakiego VAlentina - milosnika paraglidingu). Widoki zapieraly dech w piersiach, czasem rowniez doslownie - bo kondycja srednia a tlenu coraz mniej na tych wysokosciach. W wyzszych partiach gor, tuz u progu lodowca snieg do kolan i lodowaty wiatr zmusil nas do odwrotu. Zeszlismy do doliny z tona zdjec i zmeczeni do potegi ale maksymalnie zadowoleni. Jak na pierwszy raz bylo swietnie. Kazdy dzien w dolinie konczyl sie podobnie - po trekingu w sniegu i walce z lodowatym wiatrem czekaly... prawdziwe gorace zrodla!. Woda zawsze parzy na poczatku, ale po chwili dwie godziny mijaja jak dwie minuty. Po prostu miodzio. A na koniec biesiada przy stole i swiecach w nieogrzewanym domku posrodku wielkiej doliny.
Kilka dni pozniej zrobilismy jeszcze maly wypad w doline Karakol - ja, francuz i koreanczyk. Ale to juz nie bylo to samo, brakowalo wysokich szczytow i pioropuszy sniegowych na wierzcholkach. Zwykly trek kondycyjny. W lato moznaby tu sporo zdzialac, zwlaszcza z namiotem.
Nie wiem dokladnie kiedy ale zdazylem rowniez zaliczyc festiwal koni w BARSKOON - podobno jakis najwiekszy w azji. Spedzilismy tam trzy dni i bylo po prostu rewelacyjnie. Znalezlismy wszystko co najciekawsze w kirgizji czyli: narodowe popisy jazdy konnej (walki gradiatorow, mecze pilki konnej, wyscigi i maratony itp), wszystkie narodowe potrawy jesli ktos jeszce nie probowal oraz mase ludzi do zapoznania, glownie backpakerow, z ktorymi sie jeszcze potem czesto spotykalem w roznych miejscach kirgistanu i chin. Byl rowniez galowo-wieczorny koncert tradycyjnej muzyki ludowej ale nie oszukujmy sie, muzyki bylo w tym tyle co piwa w chinskim piwie. Jak dla mnie wielki dowcip ale niektorym sie podobalo. gwizdanie na palcach na festiwalu w Barskoon
jutry w Barskoon w ktorych nocowalismy trzy dni
wpakowalem sie do moskwicza ktory nas podrzuci do najblizszej wsi
05 listopada 2007
kanion Charin i jezioro Issyk
zrobilem weekendowy wypad w dwa najciekawsze o tej porze roku miejsca. Na pierwszy ogien poszedl kanion, ktory jest drugi w kolejnosci po amerykanskim. I rzeczywiscie robi swietne wrazenie - zwlaszcza ze mozna chodzic po nim bez zadnych ograniczen! A widoki nieziemskie! George Lucas moglby zamienic Tunezje na Almate i nakrecic star warsy. Nasz przewodnik grupy niezly kawalarz, przegonil wycieczke po calej dolinie i wszystkich szczytach.
Natomiast jezioro Issyk okazalo sie lekka porazka z powodu wielkiej mgly ktora akurat tego dnia szalala. Mozna bylo poczuc klimat scenerii ale jedynie w porywach. I znowu bylem jedynym inastrancem w calej wycieczce, wiec z miejsca zostalem ugoszczony czym chata bogata. Biesiada nad jeziorem trwala z trzy godziny po czym wszyscy zaczeli gubic sie we mgle. kanion jak to kanion, dziura w ziemi panie
Natomiast jezioro Issyk okazalo sie lekka porazka z powodu wielkiej mgly ktora akurat tego dnia szalala. Mozna bylo poczuc klimat scenerii ale jedynie w porywach. I znowu bylem jedynym inastrancem w calej wycieczce, wiec z miejsca zostalem ugoszczony czym chata bogata. Biesiada nad jeziorem trwala z trzy godziny po czym wszyscy zaczeli gubic sie we mgle. kanion jak to kanion, dziura w ziemi panie
Darek czyli nasi w Almacie
dzien pozniej zakotwiczylem u Darka, ktory pracuje w Almata od trzech lat. Kumpel jakich malo - pokazal najlepsze miejsca w miescie i naopowiadal takie smaczki jakich najstarsi mieszkancy kazachstanu nie pamietaja. Najdrozsze wozy na ulicach, najlepsze skory i komory i cisnienie lokalnych gringo na coraz wyzsze stanowiska w pracy zaczynaja ukladac sie w bardzo logiczna ukladanke. Jak to powiadaja ludziska - po trupach do celu, a gdy sie zostaje "GlOWNYm ManageRem" w firmie to woda sodowa uderza do glowki... Kilka dni aklimatyzacji i lokalnych swawoli knajpianych razem z kumplem, ostro nadwyrezylo moja watrobe :), trzeba bylo wreszcie pomyslec o przyrodzie, gorach, faunie i florze okolicznych parkow narodowych. Terminy rowniez zaczely mnie gonic.
spuscizna po kilku dniach, nie wlaczajac knajp :)
spuscizna po kilku dniach, nie wlaczajac knajp :)
rosyjska knajpa, wysmienite pierogi ze smietana
PS. DAREK! DZIEKI CHOPIE ZA GOSCINE!!! RAHMIED!
Alma Ata
no to dojechalem do Almaty, najwiekszego miasta Kazachstanu. Zapoznani kazachowie dali mi namiar na ponoc najtanszy nocleg w gastinicy "turkiestan" przy zielonym bazarze. Ale jakos tak wyszlo ze znalazlem ciekawy hotelik niedaleko dworca a nie jest to latwe bo tam az roi sie od roznych "burdeli" na godziny. Po odswiezeniu "mordy" po calonocnej jezdzie ruszylem w miasto. W Almatach mialem sporo rzeczy do zalatwienia. - rejestracja w paszporcie (bez tego nie opuszcze kraju) - wypad w prawdziwe gory nad jezioro issyk kul (wreszcie!) - obejrzenie kanionu drugiego na swiecie po grand canyon - odwiedzenie kumpla ktorego nie widzialem 20 lat :) - kupienie dobrych map kirgizji i zrobienie planu przejazdu do chin - przedluzenie wizy chinskiej w konsulacie - ogolne obczajenie miasta czyli standard
04 listopada 2007
Astana - Almata
w drodze powrotnej do Astany zapoznalem Elene rosyjskiego pochodzenia (to juz druga Elena w trasie!) ktora uczy anglika w miasteczku 50km od stolicy a studiuje w Nowosybirsku. Elena oswiadczyla ze ma juz dosyc kazachstanu i przenosi sie z cala rodzina do Kaliningradu wiec jest cala szczesliwa. Wkrotce potem dodala ze wiekszosc rosjan nie ma wcale letkiego zycia w kazachstanie. No ale to jest temat na osobny watek lub esej polityczno spoleczny.
Namowilem Elene na zwiedzanie Astany wieczorna pora i powloczenie sie po knajpach. CZas zlecial bardzo sympatycznie i szybko :-). Wczesnie rano po pozegnaniu wykupilem bilet kolejowy do najwiekszej aglomeracji tego kraju - Alma Aty. Tam podobno juz same gory i to wysokie ze ho ho.
Elena wieczorna pora w wymarlej (budujacej) czesci Astany - ZERO LUDZI
Namowilem Elene na zwiedzanie Astany wieczorna pora i powloczenie sie po knajpach. CZas zlecial bardzo sympatycznie i szybko :-). Wczesnie rano po pozegnaniu wykupilem bilet kolejowy do najwiekszej aglomeracji tego kraju - Alma Aty. Tam podobno juz same gory i to wysokie ze ho ho.
Elena wieczorna pora w wymarlej (budujacej) czesci Astany - ZERO LUDZI
borabay - szwajcaria kazachstanu?
zgodnie z planem i sugestiami kazachow udalem sie na lekki lyk swiezego powietrza w gory, nad jezioro 100km na polnoc od Astany. CZas wreszcie odpoczac od ludzi, zgielku i kurzu miejskiego.
Miejsce nazywa sie Borabay i jest nazywane szwajcaria kazachstanu. Po przybyciu i zakwaterowaniu (kwatera prywatna u babuszki) zaczalem szybki rekonesans. Ale jak to bywa po sezonie, wiekszosc knajp pozamykana a wiaterek juz nie letni. Cale jezioro jest otoczone niewielkimi pagorkami z jedna bardzo krajobrazowa skala - prawdopodobnie najbardziej fotografowana w calym kazachstanie bo jest na wszystkich pocztowkach.
Wiec co mozna robic na takim odludziu?? Well...doczytalem wszystkie zalegle ksiazki, gazety itp, pouzupelnialem notatki i cenniki i zaczalem po trzech dniach ewakuacje w kierunku cywilizacji. Spotkalem tez grupke rosjan z Almaty ktorzy przyjechali na...dwa tygodnie!. Miny mieli raczej kiepskie po przybyciu do "Szwajcarii" hehe :-)
Miejsce nazywa sie Borabay i jest nazywane szwajcaria kazachstanu. Po przybyciu i zakwaterowaniu (kwatera prywatna u babuszki) zaczalem szybki rekonesans. Ale jak to bywa po sezonie, wiekszosc knajp pozamykana a wiaterek juz nie letni. Cale jezioro jest otoczone niewielkimi pagorkami z jedna bardzo krajobrazowa skala - prawdopodobnie najbardziej fotografowana w calym kazachstanie bo jest na wszystkich pocztowkach.
Wiec co mozna robic na takim odludziu?? Well...doczytalem wszystkie zalegle ksiazki, gazety itp, pouzupelnialem notatki i cenniki i zaczalem po trzech dniach ewakuacje w kierunku cywilizacji. Spotkalem tez grupke rosjan z Almaty ktorzy przyjechali na...dwa tygodnie!. Miny mieli raczej kiepskie po przybyciu do "Szwajcarii" hehe :-)
Astana miasto na stepie
po przybyciu na dworzec pierwszy szok - napisy po angielsku i prawdziwa informacja turystyczna ktora pomaga znalezc nocleg. That's nice. Wogole dworzec kolejowy to zupelny nuwex - wszedzie wyswietlacze plazmowe, schody ruchome (chodz polowa nie dziala), policja ktora pomaga bezinteresownie (!!) sporo sklepow. I co najwazniejsze, nie ma zapachu jak na centralnym w wawie :-).
Astana to jakby dwa miasta przeciete rzeka. Starsza czesc to kilkanascie bardzo szerokich i dlugich ulic wzdluz ktorych buduja sie apartamentowce i biurowce oraz zupelnie nowa czesc - to kosmiczny projekt budowany od zera na zlecenie prezydenta Nazarbajewa. Trza powiedziec ze wszystko robi niezle wrazenie. Zwlaszcza w nocy gdy jest oswietlone jak wesole miasteczko. Budowa miasta trwa 24h/7days. Za 10 lat powinno byc tu calkiem sympatycznie. Nieustannie jednak wkurza wszechobecny kurz i brud. Tak juz jest gdy sie buduje na stepie. wieza obserwacyjna, mozna wypic piwko z widokiem na plac budowy :)
Astana to jakby dwa miasta przeciete rzeka. Starsza czesc to kilkanascie bardzo szerokich i dlugich ulic wzdluz ktorych buduja sie apartamentowce i biurowce oraz zupelnie nowa czesc - to kosmiczny projekt budowany od zera na zlecenie prezydenta Nazarbajewa. Trza powiedziec ze wszystko robi niezle wrazenie. Zwlaszcza w nocy gdy jest oswietlone jak wesole miasteczko. Budowa miasta trwa 24h/7days. Za 10 lat powinno byc tu calkiem sympatycznie. Nieustannie jednak wkurza wszechobecny kurz i brud. Tak juz jest gdy sie buduje na stepie. wieza obserwacyjna, mozna wypic piwko z widokiem na plac budowy :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)