03 marca 2009

spanikowalem

pare dni temu siedzialem sobie na nocnym targu w "luang nam tha" popijajac browarka i zagryzajac jakims grillowanym miesem na patyku. Nocny market to jedyne miejsce w miescie /wiosce/ gdzie wszyscy biali sie schodza wieczorem. I tak sobie gaworzylem z roznymi typkami az zeszlo na tematy...MALARII w laosie. Okazalo sie ze prawie wszyscy biora jakies ochronne medykamenty. Wiekszosc lykala doxycykline albo alerchine. Sporo tez bylo koneserow drogiego malarone (najlepszy antymalaryk na rynku). A ja nic. Nie mialem nawet zadnych repelentow - kompletnie na wariata.
Jak ja moglem o tym zapomniec?! Przeciez sto razy wertowalem internet na ten temat ale do lba mi nie przyszlo zeby sie chodz troche zabazpieczyc, doslownie jak debil. Dosc powiedziec, ze pomimo suchej pory roku, komary zdazyly mnie pociac jak sito. SIE wystraszylem leTko, ze za pare dni bede musial szukac szpitala bo a noz widelec zlapalem to swinstwo. Okres wylegania choroby to zwykle 12 dni. Tutaj nie ma zartow. Zaczela sie tworzyc w mojej psychice (zwykle zajeb***scie twardej :-) mocna schiza malaryczna.
Po przybyciu do Luang Prabang, drugiego dnia z rana uderzylem do centrum malari (malaria unit) i zrobilem sobie darmowy test na 3 najpopularniejsze szczepy malari. "Malaria negativ mister" dowiedzialem sie od sympatycznej pielegniarki wiec moglem odetchnac z ulga. Przy okazji dowiedzialem sie, ze choroba wystepuje - ale tylko w czterech prowincjach w ktorych nie bede buszowal i jest bardzo "on decline this year mister". Uff. Na koniec zakupilem cala torbe repelentow i bede odstraszal komary przez reszte wyprawy :) CZasami na moja glupote nie ma mocnych ale z drugiej strony przeciez nie jestem w jakiejs...afryce zeby sie faszerowac jakims antybiotykiem bez sensu!


klinika malaryczna w luang prabang gdzie w ciagu 30minut mozna sie dowiedziec czy sie zachorowalo

6 komentarzy:

Zawzięta pisze...

Cóż... doświadczenie na pewno niegodne pozazdroszczenia. Cieszę się, że jednak wszystko okazało się być w porządku, bo zamiast rewelacji z podróży miałbyś tu raporty z kliniki:)
P.S. KAŻDEMU zdarzają się przeoczenia;)

Anonimowy pisze...

Wyprawa zapierajaca dech w piersiach, jak sie czyta to moze sie zakrecic w glowie, a co dopiero przezyc!:).Dobrze,ze sa ludzie,ktorzy maja ODWAGE by zmieniac swoje zycie!Jesat to bardzo inspirujace..
Trekking przez dzungle-duza rzecz,oczywiscie pn Bajkal, nie do pobicia,Jurij z Murmanska.Kiedys poznalam kogos o podobnej aparycji-2h rozmowy, a czlowieka pamietasz po wielu latach,rzucil studia i zostal komiarzem, aby jak to okreslil byc lekarzem kominow i spowiednikiem ludzi.Ktos powie bez ambicji, ale ile bylo w tym pasji...
Trzymam kciuki,aby caly wysilek zaowocowal wymiernym sukcesem!
pozdr I.
P.S.Nalezy przy tym pamietac szanowny kolego o zdrowiu,ono jest najwazniejsze(poza miloscia, muzyka, filmem i CZEKOLADA-oczywiscie:)),uff..na szczescie wszystko dobrze sie skonczylo.
"Kiedy strach nadejdzie,sen rzadko sie zjawia":))

daijoji pisze...

Cześć, trafiłam wczoraj, lub przedwczoraj, na Twój blog i będę czasem wpadać, dlatego też wypada mi chyba się przedstawić. Pozdrowienia! :-)

Anonimowy pisze...

nie badz tak leniwy i napisz cos w koncu o luang i luziku nad wodospadem a nie rozczulaj sie nad malaria-przeciez dobry monk nie jest zly.
btw. ten drugi na malarie nazywa sie arechin i jesli go ktos bierze w lao to tylko dla sportu bo tu nie jest skuteczy a daje ostro po watrobie
pozdro z kambozy-jutro Angkor.
pawel

Anonimowy pisze...

Borys natychmiast przestań podróżować i wracaj najblizszym tramwajem do domu !!! Przekraczasz te graniczki, granice i granie i wymienasz zamieniasz obmieniasz podmieniasz ekczendzujesz czendzujesz miejscowa poprzednią kolejną ulokowaną odłozoną kupioną sprzedaną W A L U T Ę !!!
Ewidentnie przez Ciebie mamy
K R Y Z Y S WALUTOWY W Polsce!!:-)

Gabor

Unknown pisze...

Anonimowy, pieknie to wszystko ujales, dziekuje, ale powiem szczerze ze moje przezycia to pikus przy tym co sie nasluchalem od innych podroznikow w drodze. Niektore opowiesci nadaja sie do serialu "shocking asia" ;-)

zfieszak'u, spokojnie :-), nawet z malaria da sie zyc, a w klinice tez sie wiele moze wydarzAc :)

Magda, milo powitac kolejna zacna czytelniczke! Ciesze sie, ze nasz maly fanklub podroznikow koneserow stale sie powieksza :)
ps. zajrzalem na Twoj blog (co za styl!) i wyjade mi sie ze moglabys polubic rowniez strone mojego przyjaciela http://koniecwypadawczwartek.blogspot.com/, ktory pisze w lekko depresyjnej tonacji ale rownie doskonalym stylu jak Ty. Enjoy!

czesc Pawel!! Widze dolecieliscie do Angkoru! Super. Mowilem ze ATRy sa niezawodne...bo prrodukowane w dzungli do uzytkowania w dzungli hehe :)
a z arechinemm masz racje, wszak jestes fachowcem w temacie :) ale znam ten lek tylko ze amerykanka ktora to brala wymawiala "alerchina" i pomyslalem ze to jakis nowy wynalazek. Zaraz poprawie. Dzieki.
Dzisiaj sie biore za ostatnie wydarzenia w laosie i relacje z wodospadow i monkoff :)...a nasze foty z 5 rano wyszly niezle, bedzie niezla galeria!
I dawaj znac jak wrazenia z Angkoru, tylko zaczynajcie o swicie bo potem nic sie nie da zfocic! Pozdrow Roberta!

Gabor trenerze :) wezcie sie do cholery w garsc i zrobcie cos z ta zlotowka!! moze tuska z kaczorem czas wymienic na polska margaret tatcher?? bo u mnie bez zmian, chodzi glownie o to zeby kupic walute tanio a sprzedac drogo :) wiesz jak jest :)

Dowiedzialem sie wlasnie ze zmarl Zbigniew Religa. R.I.P. :-( :-(