24 kwietnia 2009

WOJNA!! czyli swieto SONGKRAN

sa takie cztery dni w roku gdy zaczyna sie potop. Wszyscy ludzie wylegaja na ulice watahami, w grupach, pojedynczo, jak kto moze i lubi. Wszyscy uzbrojeni w arcy wyszukany sprzet do polewania. Sa karabiny, armatki oraz ARMATY, wiadra, gruszki, pilki, szlauchy i wszystko co sie da zaadoptowac do akcji. Dobry karabin z podwojnym dzialem, pod cisnieniowy z dodatkowa butla na plecy kosztuje jedynie 40 zeta. Najtaniej wychodzi wiaderko z uchwytem do nabierania wody z rzeki - 2 zeta. Wszyscy ida sie lac do upadlego, bez ograniczen i zasad. Dla nikogo nie ma zmiluj ani przebacz. Wszyscy zmoczeni i cieknacy, kazdy zlany. Radocha jest nieziemeska! Lanie jest wrecz konieczne - jest prawie 40 stopni upalu. Wieksze grupy cfaniakow organizuja sie w jezdzacych pickapach i wala prosto z poteznych beczek. Mniejsze grupy uderzeniowe (bojowki!) jezdza i pruja do wszystkich z armatek pod cisnieniem. Banda! Gdy sprzegnie sie zbyt duzo ludzi w jednym miejscu zaczyna sie regularna bitwa i cala ulica przemienia sie w rzeke. Muza leci z kazdego baru wiec jest impreza. Wielu zaczyna tanczyc. Najbardziej extremalne bojowki uzbrojone sa w wode z blokami lodu. To jest dopiero hardcore! Nie ma to jak przyjac cale wiadro na plery, doslownie jak szpila w kregoslup. Chuligani jedni! Poczatkowo mnie wkurzali az do czasu gdy sie wsadzilem do nich na lawete. Dopiero wtedy zaczal sie konkret. Gdy sie atakuje z gory na biednych "wiaderkowiczow" w dole to od razu inny wymiar lania. Hehe. ALe co najwazniejsze, WSZYSCY sie smieja, kazdy szczesliwy, kazdy jak dziecko. CZasami nie wiadomo czy sie smiac czy lac. Sytuacje sa mega komiczne. Ktos dostal plombe, poslizgnal sie i ..wpadl do rzeki. Ktos chcial pomoc ale nie dal rady i tez sie wykapal. Kompletne szalenstwo. Orgia panie. I leja wszyscy, w kazdym wieku, kazdej profesji. Kazdy na kazdego, starzy, mlodzi, na wozkach i motorach. Leja babcie, dziadki, Monki. Sklepikkarze i turysci. Leje tez policja i straz pozarna - ci robia gigantyczne fontanny na cala ulice skurczybyki! Ale jest muza, leje sie tez piwo (oficjalnie niby zakazane w swieto) i jest genialnie. Co za klimat! Woda w rzece jak zupa, malo przejrzysta i gleboka. Ale jest idealna do napelniania wiaderek. I tak codziennie przez cztery dni. Budzisz sie, jjesz sniadanie, bierzesz wiaderko i idziesz lac. Na wojne. Epicentrum tego szalenstwa ogarnia cale stare miasto. Wszystko konczy sie dopiero ok 20. Wtedy jest szansa ale wciaz niewielka zeby NIE byc zmoczonym. Zaczyna sie zycie nocne...

SONGRAN to cos NIESAMOWITEGO. Co za piekna tradycja! W koncu nasz lany poniedzialek przywedrowal podobno wlasnie stad. Takie sa najnowsze dane. Ciekawe czy gdzies jescze tak leja jak tu? Brat mowi ze podono w Boliwi. Trzeba sie bedzie tam przejechac zatem. Nie odpuszcze juz zadnej okazji, po prostu Wojna!





lanie przed moim blokiem, godzina 19.

srodki wspomagajace lanie na stoliku pod moim hotelem - wsrod nich tajska whisky - ohydniejsza niz chinska wodka

Brak komentarzy: