16 maja 2009

leniuchowanie w vientiane

gdy juz dotarlem na miejsce, zalogowalem sie w oslawionym guesthousie, znanym z najgorszych w Azji noclegow i najdluzszej kolejki do kibla. Szczypta sado-macho czasami nigdy nie zaszkodzi :-) Ale w takim zadupiu trzeba po kosztach, nie ma co szalec.
Pierwszy dzien powloczylem sie z aparatem leniwie. Ale co tu focic jak nie ma czego? Pustawo, ludzie sie gdzies pochowali albo dawno wyemigrowali do tajlandi. A do architektury i swiatyn mam ostatnio stosunek malo przyjazdny. Drugiego dnia zrobilo sie juz ciekawiej. Zapoznalem fajnych lokalsow w jednej ze swiatyn, wiec byla okazja do pocwiczenia tajskiego (bo podobny to laotanskiego). Potem napotkalem sympatyczna wloszke oraz mocno zestresowanego szkota. Zakonczylismy dzien w jednej z knajp dla bialych gdzie browar i kawa kosztuja powyzej 12 zeta. Bylo to jedyne miejsce w Vientiane z browarem otwarte po godz. 22. Takie miasto.

Brak komentarzy: