28 października 2009

bangkok 5 rano

wrocilem do Bangkoku. Dobija 5 rano i jestem nieprzytomny ale moj autokar gnal jak wariat wiec poki co wyladowalem w kafejce internetowej przy KaoSan. A KaoSan wyglada jak po bitwie czyli gory pustych butelek, smieci, prostytutki, transwestyci i niedobitki po nocnej imprezie. Jest pewien klimat. Za kazdym razem gdy tu powracam ta ulica rosnie we mnie. Moze kiedys ja nawet polubie?
A jesli ktokolwiek bedzie wjezdzal do BKK o brzasku to RADZILBYM nie przyspac tego niezwyklego widowiska. Wczesny i budzacy sie do zycia gigant zachwyca. Migajace neony, kontury wiezowcow na horyzoncie, wszeobecny smog i dymiace kramy z jedzeniem na ulicach Gdyby znienacka spadl deszcz - to byloby jak w Blade Runnerze.
Nie mozna tez zapomniec o dobrej muzie na powitanie Bangkoku. Przy wjezdzie zapodalem "lost in translation". Poczulem sie jak Bill Murray w tokiyskiej taksowce, jadacy polprzytomny z lotniska. Dobry klimat.
Za dwie godziny ide szukac hostelu na jedna lub dwie noce. Bede musial tez w miedzyczasie sprawdzic ceny laptopow w "Pantip Plaza" najwiekszym sklepie ze sprzetem, bo tak sie zlozylo ze chwilowo jestem bez wlasnego kompa.

Brak komentarzy: