12 listopada 2010

ferment na dworcu

niespodziewana przygoda pod ambasadą USA w Teheranie zapoczątkowała serie dziwnych incydentów z moim udziałem. Tego samego dnia zostałem zaczepiony jeszcze dwa razy przez policje. Raz przez "tajną" , a potem przez tzw "fake police". Ale najlepsze spotkanie zaliczyłem w dniu wyjazdu do Esfahan, na stacji kolejowej. Po krótkiej zupełnie przypadkowej rozmowie z pewną Iranką, która sama do mnie zagadała, zostałem otoczony przez czterech żołnierzy i cywila który ewidentnie zakablował. I zaczęło sie:
"How did you meet her?
What did you tell?
what did she tell?
what did you do today??
bla bla bla..."
@*#&$*@#^%. Po tej akcji miałem już absolutnie dosyć TeHranu. Jakiś ferment tu wisiał w powietrzu. Dobrze że pociąg nadjechał o czasie. Aj hef tu get ałt of hir kłikli!

Brak komentarzy: