w pociagu nocnym z astrachania zapoznalem Talgata. Jesli sie wiele mowi o kazaskiej goscinnosci to ten koles jest jej kwintesencja. Okazal sie niesamowicie sympatycznym i pomocnym kazachem. Jeszcze w pociagu przesiedlil mnie z plackarty na kupe czyli 4 osoby zamiast 6 w przedziale. Mimo ze ja tam lubie plackarty, ale czasem mozna sie przejechac w "luksusowych" warunkach mowa. Do Aterau przybylismy w srodku nocy i po krotkiej jezdzie taksowka zamelinowali mnie w wypasionym hotelu. Moj nowy kumpel za wszystko placil sam, nie chcial slyszec o zadnej kasie! Nazajutrz z rana tak po 12 :). obczailem okolice hotelu i dworca (na zdjeciach ponizej). Niestety pierwsze wrazenie mozna wyrazic ostrymi ale madrymi slowami "o kurwa mac!". Wystarczy popatrzec na foty. Do tego trzeba dodac straszne tumany kurzu po kazdym przejezdzie wozu, watahy bezpanskich psow i rury gazowo-kanalizacyjne prowadzone na powierzchni. Zdecydowanie zapachnialo Mongolia. przysmaki miejscowe - po lewej baranina, po prawej baranina (z kluskami)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz