24 grudnia 2007

droga do granicy Tybetu > Kangding > Litang

Kangding lezy w wawozie i jest wcisniete malowniczo pomiedzy skaly. Prezentuje sie bardzo korzystnie, zwlaszcza po zmroku gdzie dwie arterie wzdluz przecinajacej miasto rzeki sa przepieknie oswietlone. A najfaniejsze ze zaraz za budynkami, wyrastaja potezne skaly. Zanocowalem w "Tibetan Gesthouse" za 20Y.
Natomiast Litang bedzie mi sie kojarzyl z jednym - choroba wysokosciowa. Dopiero tutaj zdalem sobie sprawe ze w ciagu dwoch dni przenioslem sie z 600m na 4000m n.p.m.. Zdecydowanie za krotka aklimatyzacja i organizm momentalnie odmowil wspolpracy. Zaczela sie ruletka i wyscig z czasem - wymioty co pare minut, potezny bol glowy i najgorsze ze kompletna bezsennosc w nocy. Powiem krotko - masakra. Mimo tego postanowilem zostac dzien dluzej aby do konca przetestowac swoja odpornosc. Drugiego dnia nastapila poprawa. Moglem ruszac dalej, na poludnie w kieruku Yunnanu.
W Litangu pierwszy raz widzialem prawdziwych tybetanczykow. Wlasciwie to miejsce ma niewiele wspolnego z chinami - kompletnie inni ludzie, inne jedzenie, wioski i miasteczka. Z miejscowych specjalow NIE polecam herbaty z mlekiem Yaka ( bleee!) oraz smierdzacej zupy z gestym tluszczem Yaka :-). Paskudztwo i obrzydlistwo. monastyr w Litang

Litang, boczna uliczka targowa
krowa nie nerwowo sie pasie na ulicy

monastyr w Litang
modlacy sie mnisi a moze mnichowie??)

miasteczko na zboczu gory w drodze do Litang
Litang, ponad 4000m n.p.m.

tybetanskie rysy wysmagane wiatrem rodzinny biznes na glownej ulicy w Litang
przystanek na posilek w drodze do Litang
Kangding i otaczajace gory
Kangding
Kangding wieczorkiem
byla 6:00 rano, pamietam to jak dzis! wyruszylismy w nocy ale po dwoch godzinach slonce zaczelo odslaniac gory. Widoki wrecz nierealne. Szkoda ze driver sie nie chcial zatrzymac na sesje. Ta jasna kropka w dolnym prawym to samochod jadacy za nami.

Brak komentarzy: