24 grudnia 2007

Litang > Xiongcheng (Shangri La)

widoki w drodze do Shangri La zapieraly dech. Takie rzeczy to sie widuje jedynie na Discovery lub TravelPlanet. Krete do granic mozliwosci waskie drogi, skaly, przepascie i osniezone gory w tle. CZasami lekkie emocje gdy autobus za szybko wchodzil w zakret. Jeden chinczyk w hostelu powiedzial ze co roku slychac o jakichs wypadkach na tej trasie. Samo Xiongcheng to juz lekkie rozczarowanie. Watachy turystow przyciagnietych ponoc magiczna nazwa i legenda tego miejsca (bo tak opisuje to przewodnik LP :-). W rzeczywistosci poza ciekawym monastyrem na wzgorzu, stare miasto jest mikroskopijne i traci falszem na kilometr. Wszystko w miare nowe i przygotowane na wyciskanie kasy od przyjezdnych. Po prostu dowcip. A sklepikarze jada na fali popularnosci pewnej ksiazki angola "Lost Horizon" i mozna kupic nawet figurki bohaterow tego dziela :-) to jest juz legendarna fota nr 693 na ktorym wygladam jak Przemo slusznie zauwazyl "jak po zdobyciu Lhotse poludniowym wejsciem.." lub NAtasza "jakbym chcial juz wracac do ojczyzny...":), a naprawde mialem chorobe wysokosciowa wypisana na twarzy po przejsciach w Litang. Zwroccie uwage na uchwycone w tle mordy miejscowych gringos, bardzo spiacych i skotlowanych, dobijala godzina 6 rano wlasnie



witrynka przed wejsciem do restauracji - mozna sobie wybrac miesko YAKa ktore swiezoscia az bije na kilometr :-)najpopularniejsza kafeteria w Shangri-La, wylacznie dla kasiastych backpakerofff

Brak komentarzy: