12 listopada 2010

nerwowo po cywilu

coś mnie podkusiło i pojechałem zobaczyć ambasade amerykańską w Teheranie, obecnie biuro fundamentalistów Sepah. W LP nie radzili zagladac w tamte okolice ale nie jest to zabronione. Jest tam wielki mur. A na nim piękne grafitti w stylu "ameryka dostanie to na co zasłużyła" albo trupia czaszka jako statua wolności. Przecież musiałem to zobaczyć!
Niestety, zdążyłem zrobić ze dwie foty zanim mnie namierzyli. Najpierw przyszedł jeden, potem drugi. Zwykli przechodnie. Po cywilu. Jeden z teczką jakby szedł do pracy. Złapali mnie za ramie i próbowali ciągnąć do budynku. Zadne tlumaczenia do nich nie trafialy. Co moglem zrobic? Wyrwac sie i 200 metrow sprintem. Mogli mi skoczyc. Ale łapy mi się trzęsły jeszcze przez pare minut! Taka przygoda na własne życzenie :)
Wszystko w związku z tymi wydarzeniami http://en.wikipedia.org/wiki/Iran_hostage_crisis.


2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Oj gdyby to nie byli zwykli nadgorliwcy uliczni to pewnie bys sie Borys tak latwo nie wyrwal niestety. Pewnie chlopaki chcieli "zapunktowac" u wladzy i stad taka reakcja. Miales duzo szczescia w tej sytuacji.

Pozdrawiam
Szeler

borys skatulski pisze...

Tomek,

kurde, po tej akcji wszystko sie zmieniło. Zacząłem uważniej sie rozglądać. I więcej rozmawiać z tubylcami. CZar Iranu troche prysł. Napisze więcej w kolejnych postach.
siema!