15 kwietnia 2008

14 kwietnia 2008

H o n g K o n g

przybyłem wreszcie do HongKongu i co tu gadac, każdy przyjazd tutaj to jest dla mnie święto. To miejsce jest magiczne przez duże M, kopie tyłek, olśniewa, zapiera dech. Myślę, że nie ma Ziemi zbyt wiele metropoli tak żywych i różnorodnych oraz bajecznie położonych jak HK. Podoba mi się tu praktycznie wszystko od A do Z.

Za co uwielbiam HongKong?
- za najpiękniejszy skyline na świecie
- za pięknie i kolorowo ubranych ludzi
- za dzielnice Kowloon, zyjącą w nocy jaśniej niż w dzień
- za piekarnie z pysznymi kanapkami serowymi przy Ferry Pier
- za zapach perfum w każdym centrum handlowym
- za stary port lotniczy KaiTak i drapacze chmur wyrastające wokół niego
- za park egzotyczny na wzgórzach Kowloon, w którym można spotkac niejednego węża :)
- za najtańszą elektronikę na świecie
- za miejską plaże w zakątku Stanley Bay
- za sklepy SeVen EleVen na każdym rogu ulicy
- za zapach wody morskiej nad zatoką
- za Siedzącego Budde na wzgórzu, który chociaż tandetny to robi wrażenie
- za dzikie trekingi po wyspie Lantau
- za piękne kobiety o delikatnych rysach twarzy
- za obłędne Sushi na południu Tsim Tsam Tsui
- za fantastyczną komunikacje promową między wyspami - tylko 1,7 dolara hk!
- za górę Victorii z pasażami sklepowymi na szczycie
- za deptak gwiazd wzłuż zatoki
- za koreańską siec knajp Yoshinoya
- za obskórną ale przeklimatyczną noclegownie Changking/Mirador na Nathan Rd
- za wypasione butiki najdroższych marek świata
- za bibliotekę na Island HK która jest ogrodem botanicznym w środku
- za guinessa który smakuje jak w IrishPubie w Łodzi
- za tysiące knajpek z jedzeniem z całego świata
- za nowoczesną filharmonie o trzech salach i koncerty muzyki filmowej
- za restauracje Fairwood gdzie sam sobie gotujesz jedzenie
- za przypyszne i megaświeże sałatki z egzotycznych owoców
- za setki życzliwych uśmiechów na ulicach
- za piwo Tsingdao za 6,9HK w 7/11
- za profesjonalną informację turystyczną która zna odpowiedzi na WSZYSTKIE pytania o HK
- za super przyjazdny system metra i kolejki miejskiej
- za zwariowaną pogodę i ciepły klimat
- za kult Bruce Lee i Jackie Chana

...i za wiele wiele innych mniejszych i większych rzeczy które zebrane razem do kupy tworzą prawie idealny zakątek do życia na naszym Globie. Tak mi się wydaje. Hong Kong to mix Nowego Yorku, trochę Londynu, trochę Seulu z potężną dawką Chin kontynentalnych. Niesamowicie intrygująca i jedynego rodzaju mieszanka. Dla mnie zdecydowanie numer 1 (jak na razie).

10 kwietnia 2008

granica chińska shenzen > HK

coraz szybciej zbliżałem się do ostatecznego celu swojej podróży, miejsca które miało byc zwieńczeniem wyprawy Azjatyckiej, nagrodą za wszystkie trudy i znoje. Gdzie można wreszcie odsapnąc od chinoli, zjeśc normalne sniadanie europejskie, kupic dobrą czekolade i podelektowac sie widokami nieziemskimi.
Najtańsza opcja dostania sie do Hong Kongu wiedzie przez Shenzen - oczywiście na piechote przez granice, następnie do metra które jedzie aż pod sam hotel przy Nanjing Road. Cała przeprawa zajmuje ok 2 godzin.

20 marca 2008

idą updejty ino powoli...

poszły dwie aktualizacje z samego południa Chin! Relacje są dostępne tutaj i tutaj.
Jednocześnie są to ostatnie updejty stworzone jeszcze w Chinach i opublikowane dopiero teraz. Reszta wyprawy będzie opisywana w czasie teraźniejszym z domu w wawie, ze wszelkimi należnymi wygodami jak gorąca kawa, szybki komputerek oraz dobra i inspirująca muzyka w tle :-)
Szkoda jednak, że blog traci tym samym charakter "reportażu na żywo". Ale zawsze coś za coś.
I will keep you updated of COURSE.

01 marca 2008

welComE To pOLand!

ufff, jestem juz w Polsce i od razu dorwala mnie jakas paskudna grypa (moze ptasia?) TAkze znowu bedzie pare dni w plecy. Jak sie tylko wykuruje i obrobie to zaczne updejtowac strone. A jest co opisywac - chiny pld, wientam (sapa, ha long, sajgon), kambodza (angkor, pola smierci) i tajlandia (ko samui, ko phangan i ko tao, pattaya)

pozdrawiam wszystkich deszczowo (dzien jak co dzien w wawie)

09 lutego 2008

znowu brak updejtow ale to z ...goraca :-)

i znowu strona lezy i brak akcji jest. Ale tak sie czasem uklada ze dopada czlowieka ogolne zmeczenie i kompletny brak weny do robienia czegokolwiek :-). Byc moze to te upaly odkad dotarlem do HK?
W styczniu zakonczylem pierwszy odcinek podrozy z Wawy do Chin ladem przez Kazachstan. Dojechalem do HongKongu i wreszcie lekko odsapnalem. Ale sie okazalo ze na tym nie koniec przejazdzki po Azji. Pare dni po moim przybyciu do HK, dolaczyl do mnie moj brat nygus - Remek i zaplanowalismy expressowy rajd po poludniowo wschodniej Azji. Tak by przynajmniej z dwa miesiace wygrzac organizmy i pooddychac wreszcie tropikalnym powietrzem. TRasa prosta do bulu i zgodna ze wszystkimi wyczytanymi wskazowkami z sieci.
Wietnam > Kambodza > Tajlandia. Tylko tyle albo az tyle.

A teraz sprawy updejtow: Chiny dokoncze opisywac do konca lutego, teksty juz sa gotowe, tylko foty musze jakos powrzucac. Reszta updejtow dopiero w kraju w okolicach marca 2008. Zaczne rowniez wtedy porzadkowac galerie, obrabiac foty itp itd. TEraz mam wakacje i czas nic nierobienia :)
Kompletny "Lazy Bum" jakby powiedzial jeden francus degenerat :)

pozdrawiam z Koh Phangan, Tajlandia /cos jakby w raju/
borys

25 stycznia 2008

kanton ( Guangzhou )

po wspaniałym Yangshou musiałem gnac dosyc szybko na południe, w strone HK. Wiza chińska sie kończyła. Tak się jednak fajnie złożyło, że po drodze udało sie odwiedzic Kanton i SZenzen. Są to dwa najpopularniejsze miasta wśród cfaniaków stojących po wize spod ambasady chińskiej w warszawie. Tutaj polacy robią większośc biznesów, jeżdżą na targi i po towar. Można tu kupic tshirty Reserved albo garnitury MEXXa prosto z fabryki.
Jest tutaj bardzo awangardowo i drogo. Nocleg w hostelu = 60Y czyli trzy razy drożej niż reszta Chin.
Za Kantonu najłatwiej zapamiętac ultranowoczesne metro, wieżowce o raczej niewyszukanej architekturze, niekończące się bulwary handlowe i mętną rzekę wzdluż której chinole stworzyli deptaki . Jest też fajna ( i tania!) komunikacja promowa pomiędzy brzegami rzeki, bo mostów o dziwo nie ma za dużo.
sklepy komputerowy jak targi "CeBIT" w Hannowerze



siec chinskich fast foodow ze znana geba :)

19 stycznia 2008

11 stycznia 2008

yangshuo

kolejny odcinek trasy, znowu walka w kasie o bilet, znowu trza pakowac plecak (ktory tak przy okazji mimo zdziadzienia od paru lat ciagle spisuje sie wzorcowo - I LOWE ALPINE! ) i w droge. Troche mnie to wszystko juz przytlacza. Ale jednak dla takich momentow jak wjazd do Guilinu warto sie pomeczyc. Od switu mialem oczy wlepione w okna pociagu - za ktorymi pienily sie wapienne szczyty skalne poutykane jak rodzynki posrod zielonych lak. CZasami mignela jakas wioska albo fabryka wcisnieta pomiedzy skaly. Widoki prosto z powiesci Tolkiena. Szokk. Cala prowincja Guingzgu az po granice z Wietnamem na poludnie wyglada podobnie. Najbardziej znana jest okolica Yangshuo do ktorej wlasnie dotarlem po przesiadce w Guilin.

facet z ptakami na jeziorze w Yangshuo pływa tylko dla turystów. Typowa ściema :)






łódka VIPowska
łódka dla Ludu




08 stycznia 2008

updejty ruszaja!

jestem w HK, wszystko tu dziala jak nalezy, zero blokad i ograniczen. Zaczne robic lekkie updejty. Jedyny problem to ceny tutejszego internetu ktore siegaja ksiezyca.

06 stycznia 2008

ChiNskie problemy z blogiem

nie wiem co sie stalo, ale po nowym roku mam straszne problemy z updejtami bloga. Chyba wczesniej o tym nie pisalem ale chinczycy podobno zatrudniaja 20 tys informatykow studenciakow tylko po to zeby blokowac niepoprawne politycznie DNsy. Blogspot jest jednym z nich, blokowane sa rowniez wikipedia i myspace. Swojego bloga moge oblukac jedynie poprzez duzo wolniejsze proxyserwery http://blogspotproxy.com. A teraz, po nowym roku nie moge wogole ladowac fot bo nie widac miniatur i wszystko sie rozjezdza. A na updejt czeka stos materialow! Paranoja.
Za pare dni bede w HK moze cos sie poprawi.

pozdrawiam lekko podk**wiony.

03 stycznia 2008

dali > kunming

wreszcie sie stalo! spotkalem pierwszych polskich backpackeroff na swojej trasie! 5 miesiecy od wyjazdu i dopiero teraz, tutaj w Kunming. Chopaki wracali z Indii i Nepalu z klasycznych trekow wokol Annapurny. Piekna trasa.
A jak juz sie spotka rodakow to wiadomo ze browar leje sie obficie i wreszcie mozna sobie pogadac w ojczystym jezyku do samego rana. I najwazniejsze ze wreszcie swojskie klimaty ktorych zaden angol ani francuz nigdy nie wyczai !!!
Pare dni w Kunming minelo jak z bicza SzCzelil, a ze miasto jakos specjalnie nie zachwyca to wykupilem bilet kolejowy do Guilin, podobno najpiekniejszego rejonu w Chinach. Zreszta wiza chinska powoli sie konczy, czas podgonic w strone HK.
znajoma chinka ktora nas oprowadzala po miescie przez kilka dni, bardzo milo z jej strony!

ten koleszka z flagą to kierownik przejścia dla pieszych :)
co moze robic Polak na petli autobusowej w pewnym miescie, pośrodku chińskiej prowincji Yunnan? :)

i znowu moje ulubione sniadanie na parze zwane "pauncy", im swieższe tym lepsze
degustacja herbaty zielonej, czarnej i jasminowej. Ceny od 10 do kilku tysiecy Yuanow za 100gr Ja tam za wielkiej roznicy nie czulem. A na dodatek herbata czarna smakuje jak zielona. Paranoja.

Dali - hiking "na polaka"

poruszam sie wciaz na poludnie i dojechalem do kolejnego zaskakujacego miejsca - starego miasteczka Dali. TYm razem oprocz wloczenia sie po starowce zakorcily mnie okoliczne wzgorza. Najwiekszy szczyt siega 4tys metrow, ale nie trzeba piac sie az tak wysoko. Na ok 2500m jest przepiekna trasa wzdluz zbocza, pelna swiatyn, kanionow, wodospadow i jaskin. Problem w tym ze aby sie tam dostac trzeba zaplacic 35Y. Cholera to sa trzy noclegi w Dali! Ale przeciez tu nie chodzi o pieniadze, chodzi o smak adrenaliny i satysfakcje z wykiwania chinoli. Bezcenne :)
W hostelu poznalem amerykanina, ktory zachwycony Dali siedzi juz tu 2 miesiace. Skubany znal okolice od podszewki. Wiedzial tez o tajnym przejsciu omijajacym 6 bramek strzegacych wzgorza. W kazdym "ticket office" siedzi po trzech chinoli ktorzy pilnie wypatruja turystow. Ale nie z nami te numery hehe :-). Wyruszylo nas trzech bo w ostatnim momencie dolaczyl jeden chinczyk ktory tez lubi zwiedzac "po kosztach". Wspinaczka trwala 2 godz i prowadzila przez uniwersytet, dziure w ogrodzeniu, cmentarz i na koniec lekko tropikalny las. Szlismy jak cichociemni, bo cfane hinole tylko nasluchuja wszelkich odglosow w krzakach. Ogolnie bylo to troche meczace ale widoki wynagradzaja kazdy trud. Szkoda tylko ze pogoda nie bylo bardziej przejrzysta bo mgla skutecznie skopala mi wiekszosc fot.
te owoce po lewej to ich mini gruszki, 2Y = 4 gruszki
pniemy sie nielegalnie na wzgorza Dali :)






campus uniwersytecki w Dali